Skończyła się transmutacja. Mcgonagall była jakaś dziwna, zastraszona. To jednak zostawmy na później. Idę właśnie na obiad! Ciekawe co zrobi Snape i jego Carrowie. Blaise nie był zachwycony tym ,że mamy iść na ten obiad.
-Jesteś pewna ,że się nie domyśli? -zapytał po raz setny
-Blaise, ile mam ci powtarzać ,że jest wiele przeciwników Severusa Snape'a . Nie mają argumentów
-A przecież byliśmy w kuchni ,prawdopodobnie jedyni w tym dniu.
-Och ,ale przecież ktoś na pewno był tam dziś
-No nie jestem pewny
-Chodź i nie marudź-pocałowałam go w usta pierwszy raz. Nie wiem co mnie napadło ,ale poczułam chęć pocałowania go ,a przecież przyrzekłam ,że nigdy go nie pocałuje w usta.
-Yyy..-Blaise`owi odebrało mowę.
Nic nie odpowiedziałam na jego jąkania. Pobiegłam do sali powstrzymując łzy. Nie rozpłakałam się tylko dlatego ,że podtrzymywała mnie myśl o Snape i jego otrutym talerzu z jedzeniem. Usiadłam obok Siekacza. Do sali weszli Snape i Carrowie. Nałożyłam sobie kotleta i jadłam go powoli obserwując Snape'a. Olejek rycynowy ma to do siebie, że nie ma smaku, a jego skutki są ogromne. Snape ugryzł kawałek steku, lecz nic się nie stało. Trzeba odczekać jakieś 15 - 20 minut aby odczuć skutki. To było chyba najdłuższe 20 minut w moim życiu. Było jednak warto Carrowie i Snape wybiegli z sali łapiąc się za tyłki a towarzyszyły im śmiechy i wiwaty.
-Udało się. Genialnie - Powiedział Blaise patrząc na biegnących śmierciożerców
-To twoja sprawka? - spytał Neville z uśmiechem na twarzy
-Owszem - powiedziałam popijając sokiem - Udało się idealnie
-Jak to zrobiłaś? - spytał Seamus
-Magia - powiedziałam z uśmiechem i wyszłam z sali razem z Siekaczem.
-Trafiłaś w dziesiątkę - powiedział Siekacz - Musimy zrobić coś, co sprawi że nikt nie będzie się ich bał
-Blaise - skarciłam go - Ty jesteś Ślizgonem! Powinieneś ich bronić!
-To są roboty a nie ludzie
Pocałowałam go w policzek
-Ale obiecałaś mi jedno - przypomniał mi i wręczył dziurawą szatę
-Co ty masz na rękach?
Miał poranione ręce od igieł
-Dlaczego sam to zszywałeś?
-Myślałem, że to trochę prostsze niż się wydaje. Ale oczywiście moje kochanie coś z tym robi
Przewróciłam oczami i pociągnęłam go za rękę. Poprowadziłam go do łazienki Jęczącej Marty
-Ale to damska toaleta
-A co, twoje męskie ego nie pozwoli ci tam wejść? Właź
Zamknęłam za nami drzwi i wyjęłam maść
-Skąd to masz? - spytał Siekacz oglądając pudełeczko
-Nie gadaj tyle. Musimy zwiewać bo zaraz mam obronę
-Ciekawe kto będzie? - spytał z uśmiechem na twarzy Blaise
-Przez tydzień kto inny. Pewnie Sinistra, albo ktoś inny. Dobra, lecę - i pobiegłam do sali
***
-WSTAĆ! - zagrzmiała McGonagall wchodząc do sali
Wstaliśmy natychmiast z bijącymi sercami.
-WEASLEY I ZABINI! NA ŚRODEK!
Ona już wie. Teraz zostaniemy ukarani. Wstałam i wyszłam na środek obok Blaise'a. McGonagall zamknęła drzwi
-Co wy sobie w ogóle myślicie?! - zapytała z furią w głosie - Myślicie że trując Carrowów uratujecie świat?! Narażacie się na wielkie niebezpieczeństwo! Wiem że są niemili,ale musicie dać radę
-Ale oni nas torturują pani profesor - powiedziałam pokazując dłoń na której miałam bliznę po nożu Alecto Carrow - Widziała pani w jakim stanie są niektórzy uczniowie? Nawet nie wiemy co u rodziny. Wszystkie listy są zabierane i palone.
-CISZA! - powiedziała McGonagall jakby mało ją to obchodziło - Mam dość! Nie będę was już dłużej broniła. Mi też to nie odpowiada
-To dlaczego pani nic nie zrobi?
-Próbowałam Weasley. Wszyscy nauczyciele nadal próbują. Snape podporządkował sobie nas wszystkich.
-A co z Quittichem? - spytała Luna
-Nic nie wiemy. Nad boiskiem są dementorzy pilnujący szkoły.
-A Hogsmeade? - spytałam
-Nie będzie Hogsmeade. Cieszcie się że będzie Boże Narodzenie. Jeżeli jeszcze raz mój uczeń zrobi coś takiego wyleci ze szkoły! - I wyszła trzaskając drzwiami. Odwróciłam się do klasy
-Nie obchodzi mnie kto jest w jakim domu i co o mnie myśli. Torturują nas, biją i nie pozwalają normalnie żyć. Możecie skarżyć Carrowom. Nie obchodzi mnie to. Ja będę walczyć o wolność. Możecie dojść albo być naszymi wrogami
-Sama sobie nie dasz rady - powiedziała Luna i podeszła do mnie - Wszyscy siebie potrzebujemy
-Przepraszam. Carrowie zniszczyli mi psychikę - powiedziałam z nutą uśmiechu w głosie - Olejek rycynowy zadziała jakieś 3 dni. Jeśli znajdą odtrutkę a my nic nie zrobimy będzie po nas. Musimy działać
-Nawet wiem co - powiedziała Luna
Wytrzeszczyłam oczy i spojrzałam ze zdziwieniem na Lunę
-Wszystkiego się dowiesz. Teraz może chodźmy pod prysznic.
***
Początek Grudnia nosi za sobą świąteczne nastroje. Tylko święta były nam w głowie.
-Chodź już - warknęła Luna
Byłyśmy na kolacji. Kończyłam omleta a Luna stała nade mną i tuptała nogami
-Czego ty ode mnie chcesz?
-Niespodziankę
Przewróciłam oczami i poszłam za Luną na siódme piętro do pokoju życzeń
-I co? - spytałam widząc pusty pokój
Luna gwizdnęła a zza filarów wyszło mnóstwo osób z różdżkami w rękach
-Witamy na GD
Uśmiechnęłam się i uściskałam Lunę
-Och Luna jesteś cudowna! To ludzie, co robimy?
Z tłumu wyszedł Neville
-Przepraszam - powiedział
-Ja też - powiedziałam i wyściskałam go. - Trzeba rozruszać to towarzystwo
-Zgadzam się.
**********************************************************************************
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Pierwsza! ;D Cudny rozdział c; Mam nadzieję że niedługo zobaczę następny ^^ Coraz lepiej idzie ci pisanie c;
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie c;
Ola