piątek, 25 lipca 2014

Rozdział jedenasty - Komplikacje przed Bożym Narodzeniu

        I nadeszło Boże Narodzenie. To jednak nie było to narodzenie. Nie te święta. Nie ten czas. Szkoła posmutniała i zrobiło się o wiele zimniej, jakby wyłączono ogrzewanie. Na ścianach nie było ozdób a w wielkiej sali była tylko jedna choinka z barwami Slytherinu. Snape wydał drugie już rozporządzenie

Uwaga uczniowie!
Z powodu braku subordynacji i poszanowania dla nauczycieli rozporządzam absolutny porządek. Uczniom nie wolno chodzić bez sensu po szkole, a uczeń złapany na chodzeniu musi się wytłumaczyć. Wytłumaczenia muszą być sensowne. Za złamanie przepisu grozi szlaban. 

         Nawet mnie to nie zdziwiło. Snape wydał to rozporządzenie zaraz po wyleczeniu się z choroby - rycynkowej. ( Snape i Carrowie musieli pójść do Pani Pomfrey po jakieś lekarstwo). Snape po prostu sobie z nami nie radzi
-To nam psuje naukę! - krzyknęła Luna czytając rozporządzenie
"Nauką" określiliśmy spotkania GD. Nikt się nie zorientuje
-Spokojnie, damy radę. Gdzie Neville?
-Na śniadaniu.
Poszłyśmy więc na śniadanie. O dziwo nikt nas nie złapał
-Neville, chodź się pouczyć - powiedziałam do niego kładąc nacisk na ostatnie słowo
-Ale mieliśmy się uczyć jutro
-Nie umiem z eliksirów
 Ostatnio ułożyliśmy cały szyfr związany z GD - "eliksiry" oznaczają pilne spotkanie mnie, Luny i Neville'a w pokoju wspólnym. Wyszliśmy więc z sali i udaliśmy się do pokoju wspólnego. Wyjęłam podręcznik od eliksirów co dla ludzi oznacza że się spotykamy i są mile widziani
-Widziałeś rozporządzenie Snape'a? - spytałam krążąc po pokoju - Jak mamy się spotykać? Chyba się zorientują, gdy raz w tygodniu dwudziestu ludzi idzie na siódme piętro
-Może będziemy robić grupy? Podzielimy się na grupy i nikt się nie skapnie - za proponowała Luna
-Odpada - powiedziałam - nam nie wolno chodzić samemu po szkole bez konkretnego celu. Co powiesz Carrowom? Spotkania są raz w tygodni do końca roku. A oni sobie nasze wszystkie ruchy zapisują.
-Zaklęcie Kameleona? - za proponował Neville
-Nie głupie.
 Pomysł z zakameleonowaniem nie wyszedł, bo nikt nie umiał rzucić tego zaklęcia. Zaczęłam krzyczeć w poduszkę. Położyłam się na kanapie dobita
-N I E N A W I D Z E  S N A P E " A!
-Coś wymyślimy - zapewniła mnie Luna kucając przy kanapie. - Tata napisał mi, że będzie dobrze
Aż podskoczyłam zaskoczona genialnością swojego pomysłu
-Luna! Twój tata! Żongler! On może napisać o tym wszystkim, co się tutaj dzieje
Luna rozpromieniła się i pobiegła do swojego domu
-Ginny, jesteś genialna. Teraz jednak. chodźmy na lekcje
 Jednak po ustawieniu się w grypy poprowadzono nas nie na lekcje, lecz do Wielkiej sali. Ławki i stoły były poodsuwane pod ściany a na podeście stał Snape wściekły jak nigdy. Będzie przemawiał
-Zamknąć się! - powiedział głośno przez zęby - Jeśli myślicie, że jeśli będziecie sobie robić żarty to odejdę? Grubo się mylicie. Olejek rycynowy to nie jest trucizna. Tylko okres przejściowy. Osoba która dolała go do mojego obiadu musiała być bardzo pewna siebie i swojego sukcesu - Snape przeszukał tłum oczami a jego krzywe wargi wykrzywiły się w krzywy uśmiech - Jednak ta osoba musiała mieć pomocnika - Snape zaczął krążyć po sali i patrząc po twarzach. Nadal miałam spuszczoną głowę jak większość uczniów - Osoba ta już kiedyś robiła inne numery
Pomyślałam sobie że Snape'owi nie chodziło o mnie. Ja podczas nauki w Hogwarcie nie robiłam nic złego
-Ale ta osoba poniesie srogą karę - zaskrzeczała Alecto - I osoba która jej pomagała też
Serce mocniej mi zabiło. Snape wyjął różdżkę i podrapał się nią po czole
-Gryffindor na środek! - zagrzmiał Snape a inne domy podeszły pod ścianę -  Pati i Longbottom!
Nie! Stęknęłam w duchu i spojrzałam na bladego Neville'a
-CRU...
-NIEEE! - wrzasnęłam i wybiegłam na środek sali - To ja to zrobiłam
Alecto podbiegła do mnie i złapała mnie wpół. Wbiła mi swoją różdżkę w gardło
-Nie!
Razem z Alecto odwróciłam się i zobaczyłam Siekacza biegnącego do mnie
-To moja wina
-Nie prawda, to ja to zrobiłem - odezwał się Neville
Snape wyglądał na zdezorientowanego. Cała trójka poczuła siłę Cruciatusa. Wrzasnęłam bo głowa pękała a skóra chciała się oderwać od ciała
-Mało mnie interesuje kto to zrobił. Wszyscy jesteście temu winni! - wrzasnął Snape
 Snape kopnął mnie w brzuch i popchnął nogą wywalając mnie z sali. Uderzyłam w ścianę plecami, a szklany posążek upadł na mnie i rozbił się na moim ramieniu. Zacisnęłam pięści i stęknęłam. Leżałam tam długo.         Wszyscy wyszli przestraszeni a do mnie podbiegła McGonagall z przerażoną miną
-Miałaś rację Weasley, to nie są warunki na naukę, no wstawaj - McGonagall pomogła mi usiąść i powyjmowała ze skóry kawałki szkła - Chodź, wstawaj - McGonagall dźwignęła mnie na nogi a ja zobaczyłam pod jej okiem sińca - To nic takiego. Chodź do skrzydła szpitalnego
Byłam jej wdzięczna. Powlekłam się podpierając się o jej ramię. McGonagall różdżką otworzyła drzwi a pani Pomfrey aż wrzasnęła
-Co jej się stało? Wygląda jakby ją pobito
-Bo prawie to zrobiono - powiedziała McGonagall i posadziła mnie na najbliższym łóżku
Krew nadal ciekła mi z ramienia i twarzy. Ból był okropny, a parę kawałków szkła wbijało mi się w szyję. Chciałam je wyjąć, ale pani Pomfrey mi nie pozwoliła
-Przetniesz sobie tętnice. Minervo pomóż mi
Paręnaście minut zajęło im doczyszczenie mnie i odkażenia ran
-Połóż się - Powiedziała pani Pomfrey dając mi piżamę.
Zasunęłam kotary, zdjęłam brudną szatę i włożyłam piżamę z bólem. Ramię miałam zabandażowane, a twarz w plastrach i gazikach
-Zostaniesz tu. Rany muszą się zagoić
-Jak oni panią traktują? - spytałam cicho
-Jak śmiecia - powiedziała pani Pomfrey zamykając okna i podając torbę - Ale to tylko okres przejściowy. Mam nadzieję
Uśmiechnęłam się, lecz pożałowałam tego, bo twarz mnie zapiekła. Wyjęłam książki i zaczęłam robić lekcje.
Po parunastu minut dostałam list od nieznanej mi sowy.

Szanowna Panno Weasley
Niestety, po zliczeniu pani uwag, znieważeń wobec nauczycieli oraz przewinień nie będzie mogła pani wyjechać ze szkoły na okres Bożego Narodzenia. Dostanie pani należną karę. Proszę zgłosić się w dzień świąt do mojego gabinetu

Dyrektor Snape

Rozpłakałam się. Ale jednak, sama sobie strzeliłam w kolano. Nie zobaczę mamy! Nie zobaczę taty! Wystarczy że od dawna nie widziałam Harrego i Rona. Snape jest okrutny. A Carrowie jeszcze pożałują.

***
-Ginny!
Do szpitala wpadł Siekacz czerwony na twarzy
-Co się stało? Wyglądasz jakbyś przebiegł maraton
-Słuchaj jaka afera, Fred i George są w szkole
-O Boże! - krzyknęłam ucieszona - Gdzie oni są?
-Na razie w pokoju życzeń. Nie wiemy za dużo, czekamy tylko na ciebie.
Siekacz odwiedził mnie zaraz po wypadku ze Snapem. Opowiedział mi wszystko i na dodatek kupił kwiaty
-Za trzy dni Boże Narodzenie, dlaczego nie są w domu?
-Oni nic nie chcą mówić. Na każde pytanie odpowiadają, że czekają na ciebie, Lunę i Neville'a -powiedział Siekacz szybko, bo pani Pomfrey szła ku niemu - Jak dasz radę do przyjdź.
-Panie Zabini, proszę wyjść
-Ale pani Pomfrey, przecież on mnie może odwiedzić
-Dyrektor Snape wprowadził nowe przepisy. Pan Zabini musi opuścić salę
Siekacz wyszedł, a ja zrozumiałam. Fred i George przyjechali, żeby nam pomóc. Żeby zniszczyć Snape'a. Był już wieczór, więc w nocy mogłabym się wymknąć do pokoju życzeń. Gdy Pani Pomfrey pogasiła światła, upewniłam się, że poszła spać i wyszłam ze szpitala do pokoju życzeń.
Serce waliło mi jak oszalałe. Pobiegłam na siódme piętro. Doszłam do ściany i zamknęłam oczy
-Chcę wejść do pokoju życzeń
Podziałało. Weszłam do pokoju życzeń gdzie był Fred, George, Neville, Luna i Lupin
-Fred! George!
Uściskałam braci ze łzami w oczach
-Jak mama?
-Żyje - powiedział ze spokojem Fred -  Wyglądasz potwornie
-Dzięki - powiedziałam z uśmiechem - Jak tu weszliście?
-Mamy swoje sposoby - powiedział George - Słyszeliśmy że żyjecie w złych warunkach
-Jest ciężko - powiedział Neville - Ale mówcie, po co przyszliście?
Fred i George wymienili spojrzenia, a potem wyjęli bombonierki Lesera
-Zrobimy tu niezłe Show - powiedzieli razem
Wiedziałam. Na nich można liczyć
-Jaki plan? - spytałam
-W przeddzień świąt damy za prezent Snape'owi nasze bombonierki .
-Snape je zna - przypomniała Luna
-Przewidzieliśmy to - powiedział Fred z satysfakcją - Dlatego damy mu w ładnym pudełeczku, a do tego wszystkie wyglądają tak samo
-Ale przecież Snape jak jedną zje to resztę wyrzuci - powiedziałam siadając na hamaku
-Nie jesteśmy debilami - powiedział George
-Wydaliśmy mnóstwo galeonów, ale udoskonaliliśmy je tak, aby efekty były widoczne dopiero po trzech godzinach
-Jak Snape zje wszystkie na raz to będzie chory przez miesiąc - ucieszył się Neville - A co z tym Show?
Fred pokazał nam na ogromną walizkę. Wiedziałam że to ich nowe wynalazki.
-Bum! Specjalnie dla niego zamontowaliśmy szampon
Kocham ich. Chodź czasami są nie znośni, to mogę na nich liczyć