piątek, 21 marca 2014

Rozdział dziewiąty - Samotność

Rano jak zwykle czekał na mnie Blaise. Pocałowałam go w policzek i ruszyliśmy na śniadanie. Miałam tyle szczęścia ,że z ślizgonem mogłam chodzić na śniadania o której chcę. Nakładając sobie owsianki pomyślałam, że mogłabym dosypać czegoś Snape'owi do jedzenia. Jednak to był zły pomysł, bo do kuchni nie mamy wstępu. Można by zdziałać coś w bibliotece. Tylko co? Coś pisać na ławkach - super
Siedziałam tak i pisałam pomysły na pergaminie.
-Co tam piszesz słonko? - spytał Zabini
-Nie twój interes kochanie - powiedziałam ze sztucznym uśmiechem -żryj parówki - powiedziałam niemiło i zaczęłam chrupać marchewkę
-Odchudzasz się?
-Ćwiczę boks zawodowy. Jednak nie mam na kim trenować. Może spróbuję na tobie?
Zabini uśmiechnął się słabo i zajął się parówką. Od pewnego czasu nazywam go "Siekacz" ma jeden ostry ząb, który mnie rozwala.

***

Przez ostatni tydzień zadziało się dość wiele. Nadal nie odzywałam się do Neville'a i Parvati. Zbliżyliśmy się z Siekaczem, lecz nadal trzymałam się od niego z daleka. Zbierałam pomysły na walkę z Carrowami.
Dzisiaj postanowiłam wciągnąć w plan Siekacza
-Ej, Blaise! - krzyknęłam do niego na korytarzu i do niego podbiegłam - Jest sprawa
-Słucham kotku
Przewróciłam oczami i zaczęłam
-Jak się można dostać do kuchni?
-A czemu pytasz?
-Oj, no jak?
-Trzeba znaleźć obraz przedstawiający misę z owocami. Połaskotać gruszkę, która zmieni się w klamkę - powiedział Blaise
Pomyślałam sobie, że to trochę idiotyczne zabezpieczenie, lecz to przecież Hogwart
-Chcę abyś pomógł mi się tam dostać - powiedziałam zdecydowanie
-Zgłupiałaś do reszty? Przy kuchni jest stado śmierciożerców.
O tym nie pomyślałam. To potwornie komplikuje sprawę
-Ale chyba wolno nam tam wejść? - spytałam
Siekacz zaśmiał się sarkastycznie
-Tak, tak zaproś tam jeszcze całe GD to się najedzą do syta i jeszcze sobie zabierzemy na piknik do zakazanego lasu - powiedział bardzo mnie tym denerwując - Muszę lecieć, pa kochanie - pocałował mnie w policzek
Idąc korytarzem do sali transmutacyjnej i myjąc polik myślałam, jaki muszę mieć pretekst, żeby tam wejść. Udam, że nie było mnie na śniadaniu. Idealnie
Po transmutacji zrobiłam tak jak postanowiłam. Udałam się przed obraz, gdzie stało dwóch śmierciożerców.
-Czego szukasz Weasley?- spytał mężczyzna w czarnym kapturze
-Yyy.. ja przyszłam po jedzenie ,bo spóźniłam się do wielkiej sali i jestem śmiertelnie głodna
-I chcesz wejść do kuchni?
-No,tak - odpowiedziałam, jakby nie można było się tego domyśleć
-A wiesz jak?
-Tak
-Ale ja nie wiem czy mogę wpuścić zdrajczynie krwi ,która pomaga Potter`owi temu łajdakowi-już miał coś powiedzieć ,ale ja go wyprzedziłam
-Nie mów tak o nim!
-Bo co, napiszesz do niego, żeby oblonił biedną dziewcynke? - powiedział dziecinnym głosem - Zjeżdżaj
Odwróciłam się na pięcie i poszłam szukać Siekacza.
-Gdzie jesteś!-myślałam.W końcu z potkałam go przy Wielkiej sali
-Blaise wszędzie cię szukałam!
-Po co? - spytał szyjąc sobie szatę
-Coś ty zrobił z tą szatą? - spytałam zapominając o sytuacji sprzed chwili
-Zahaczyłem o klamkę. Zszyjesz mi to?
Wpadłam na pomysł
-Jak pomożesz dostać mi się do kuchni
-Zgłupiałaś do reszty? - spytał siadając na ławce
-Proszę - zrobiłam maślane oczka
-Niech ci będzie -powiedział i pocałował mnie w policzek. Coraz bardziej podobało mi się to udawanie.

Musiałam odczekać dwa dni, żeby siekacz w końcu znalazł wolną chwilę. Obliczyłam, że jestem w Hogwarcie od ośmiu tygodni, czyli od pełnych dwóch miesięcy. Trzeba zrobić coś co sprawi, że Carrowie przestaną być groźni, a nauczyciele nie będą mieli do nich szacunku. Wtedy ludzie będą pomagać. Tylko co???
Po zjedzonym śniadaniu poszłam z Siekaczem przed kuchnię
-Chcę wejść do kuchni - powiedział dorośle Blaise
-Z nią? - spytał śmierciożerca naciskając na ostatnie słowo
-Owszem. Chyba jako Ślizgon mam do tego prawo? A ona jako moja dziewczyna też może tam wejść
-W sumie to masz rację Zabini. Właźcie. Macie dziesięć minut.
Weszliśmy do kuchni. Nie taką ją zapamiętałam. Skrzaty były wychudzone i brudne. Kuchnia była obskurna i szara. Nie mogłam na to wszystko patrzeć. Skrzaty skłoniły się nam, przyniosły tacę z ciastkami i zajęły się swoimi sprawami
-Co oni wam zrobili? - spytałam
-Ciiiiiicho! - skarcił mnie Siekacz i pokazał na drzwi
-Przepraszam - szepnęłam - Zgredek, jesteś tu?
-T...tak sir
-Zgredku, gdzie jest jedzenie dla dyrektora Snape'a?
-O nie, Zgredek nie może powiedzieć - powiedział stanowczo Zgredek i zajął się krojeniem sałaty. Wyjęłam z szaty skarpetkę i dałam ją Zgredkowi
-Ohh! - wzruszył się - Jaka piękna! Skarpetki to ulubiona część ubioru Zgredka! Nie! Zgredek nie powie
-Zgredku proszę cie. A jakby Harry cię o to poprosił
-Szybciej - skarcił mnie Siekacz zaglądając przez dziurkę od klucza
-Pan Potter to przyjaciel Zgredka
-A czy ja nie jestem twoją przyjaciółką?
Zgredek zawahał się, po czym podszedł do skrzata i zaczął z nim rozmawiać
-Tutaj panno Weasley
Podeszłam do Zgredka i zobaczyłam tacę z jedzeniem dla Snape'a. Kurczak, wołowina, sałatka i wino.
Wczoraj wykombinowałam olejek rycynowy od mamy. Po nim trzeba trochę posiedzieć na toalecie. Dolałam go do jedzenia. Obok zobaczyłam jeszcze dwie tace. Pewnie dla Carrowów
-Czy to dla profesorów Carrowów? -spytałam
-Tak.
Dolałam do ich jedzenia olejek i wyszliśmy
-Najedliście się? - spytał niemiło śmierciożerca
-Owszem - powiedział Siekacz i wyszliśmy
-Co im dolałaś?
-Coś, po czym dużo czasu będą siedzieć na tronie - zachichotałam i pocałowałam Siekacza
-Pójdziesz kiedyś do piekła
-Będę się tam świetnie bawić. Pa!